Plakaty wyborcze nadal wiszą. Bo teoretycznie - mogą

NOWY TARG. "20 listopada ubiegłego roku upłyną termin usunięcia bilbordów i plakatów agitacji wyborczej. W Nowym Targu i na granicach miasta do dziś - czyli prawie dwa miesiące po ustawowym terminie stoją nadal "agitki", szczególnie Pana Liszki. Dlaczego odpowiednie władze nie zadbają o przestrzeganie prawa i nie zmuszą ww do posprzątania po sobie" - pyta nasz Czytelnik.
Zgodnie z kodeksem wyborczym, każdy komitet ma 30 dni od zakończenia wyborów na usunięcie z miejsc publicznych swoich materiałów wyborczych. Obowiązek usunięcia materiałów wyborczych ciąży na pełnomocnikach komitetów, którzy zgłaszali kandydatów w wyborach. Jeśli po terminie plakaty nadal będą wisieć, można zgłosić sprawę na Policję. Pełnomocnikom grozi mandat w wysokości od 20 do 500 zł.

Jak mówią policjanci - zwykle zaczyna się od upomnienia. Jeśli to nie przyniesie skutku - nakładana jest kara grzywny. Jeżeli nadal bilbordy wyborcze nie zostaną usunięte - to do akcji wkracza wójt, czy burmistrz i nakazuje usunięcie materiałów, wystawiając potem rachunek pełnomocnikowi Komitetu Wyborczego.


O plakaty Pawła Liszki, kandydata na burmistrza pytaliśmy jego pełnomocnika wyborczego. Ewa Pawlikowska nie ukrywa, że wie o sprawie. - Przypominałam o tym kandydatowi i ponaglałam go. Na razie mogę jedynie zapewnić, że zostaną usunięte, ale nie podam konkretnego terminu. Przypomnę tylko, że plakaty znajdują się na terenach prywatnych - mówi.

I tu właśnie pojawia się problem z respektowaniem przepisów. Bowiem "sprzątanie po wyborach" dotyczy miejsc, które należą do skarbu państwa i samorządu. Jeśli plakat czy baner wisi w miejscu prywatnym, to jeśli jest taka wola właściciela terenu - może tak sobie wisieć bezterminowo.

- To właśnie jest ta wątpliwość praktyczna respektowania przepisów - mówi burmistrz Nowego Targu pytany, czy wyda postanowienie o usunięciu plakatu na koszt pełnomocnika. - Odpowiedzialność ciąży na pełnomocniku Komitetu Wyborczego. W tym wypadku jest to osoba stojąca na straży prawa (Ewa Pawlikowska jest policjantką - przyp. red.), która chce kontrolować legalność cudzego działania, a sama nie przestrzega zasad. Inna sprawa to wybór miejsca na plakaty. Z punktu widzenia marketingowego to widocznie nie było zbyt popularne miejsce, skoro nie jest wykorzystywane na jakąś reklamę. A może komitetu nie stać na zaklejenie plakatu szarym papierem - zastanawia się Grzegorz Watycha.

s/

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 16.01.2019 16:09