Reportaż z obrony "Podhalańskiej": Zwarci jak smreków kiść, albo nasz mały stan wojenny

NOWY TARG. Godzina 6 rano. Ciemno, mróz, skrzypią na śniegu buty wchodzących do budynku „Gorce”, w którym mieści się rektorat „Podhalańskiej Wyższej”. I słychać to skrzypienie coraz częściej, coraz intensywniej, ot, tak, jakby o tej porze było to coś zupełnie zwyczajnego. A przecież nie jest…
Wina Bianki i Pana Boga

W rektoracie już kilkadziesiąt osób. Jakieś dziesięć z nich spędziło tu noc, bo pomieszczenia trzeba pilnować non stop. Dr Bianka Godlewska-Dzioboń już raz - przy pomocy firmy ochroniarskiej - usiłowała wejść do rektoratu. Tamten nalot zatrzymali, ale wiedzą już, że trzeba tu być 24 godziny na dobę. A dziś musi być ich naprawdę wielu, bo informacja, która się pojawiła, brzmi groźnie. Ma być kolejna, siłowa próba wejścia.

- Też spędziłem tu noc, ale się przyznaję, że cztery godziny musiałem spać. Już swoje lata mam - mówi kanclerz uczelni, Andrzej Sasuła.

Godzina 7. Kto miał przyjść, już jest, rozpoczyna się spotkanie. Coś w rodzaju takiej narady, jakie w czasach „słusznie minionych” organizowało się podczas okupacyjnych strajków. Z jednej strony informacyjnej - co się wydarzyło i dlaczego tu jesteśmy, z drugiej - poradnik, jak się zachować, jeśli do czegoś dojdzie.
Dr Maria Zięba, pełniąca obowiązki rektora szczegółowo relacjonuje wydarzenia będące udziałem nowotarskiej uczelni od grudnia. Do wszystkich tych dobrze już z mediów znanych, dochodzą te o zablokowaniu przez Godlewską kont bankowych, niemożności zrobienia przelewów na wypłaty dla pracowników i stypendia dla studentów.



Obok niej profesor Stanisław Hodorowicz, twórca „Podhalanki”. Dzieli się konkluzjami z wczorajszej wizyty - wraz z dr Ziębą i jedyną kandydatką na nowego rektora, dr hab. Anną Mlekodaj - w ministerstwie edukacji i nauki. Przekazuje informacje, że dla ministerstwa najważniejsze są wybory nowego rektora, że odwołanie poprzedniego jest skuteczne, że zwolnienia dyscyplinarne, które usiłowała wręczyć pracownikom Godlewska-Dzioboń powołując się na ministerialne opinie nie mają racji bytu.

- Minister nie zwalnia - zapewnił nas wiceminister Wojciech Murdzek - mówi. Dodaje, że w wychodzeniu z zaognionej sytuacji ma pomóc uczelni - co zostało uzgodnione z ministrem - prof. Józef Zając, senator, przewodniczący komisji nauki, edukacji i sportu, założyciel i rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Chełmie, który pełni rolę obserwatora, mediatora i interpretuje dla ministerstwa sprawy „Podhalanki”.

Hodorowicz, szeroko opisuje wczorajsze spotkanie w Warszawie. Profesor nie ma po nim wątpliwości, po czyjej stronie jest słuszność. Dziękuje tym, którzy przyszli bronić rektoratu.

- Uczelnia jest bytem autonomicznym i musicie mieć tego świadomość. To wy decydujecie o tym, jako społeczność, poprzez swoich przedstawicieli w Senacie czy poprzez Kolegium Elektorów, co i jak się ma dziać. Proces wyborczy przekroczył pewien etap. Niezależnie od tego, kto będzie p.o. rektora, nie ma już wpływu na ten proces - mówi.

- W tym całym dopuście, jest ogromna nadzieja - kontynuuje założyciel „Podhalanki”. - Tą nadzieją jest to, że jesteście zespoleni, „zwarci jak smreków kiść”. Za tę postawę dziękuję wam serdecznie. Dziękuję, patrząc przez pryzmat całego tego 20-lecia, które ma za sobą nasza Podhalańska Matka Żywicielka. Pozwoliłem sobie dziś przyjechać, żebyście mieli świadomość, że jestem z wami. A wszystkiemu winien jest Pan Bóg, który chcąc dać wolność, zasadził drzewo dobra i zła, i powiedział - wybieraj. Mamy skłonności do czynienia dobra i zła. Biologiczna natura wyposażyła nas w skłonności do gwałtu i przemocy oraz w zdolność do altruizmu, przyjaźni i miłości. To, co się dzieje, co się działo - powiem szczerze, nie byłem wielu rzeczy świadom - to jest właśnie wykwit tego, że może być i tak, i tak.

Podobną opinię, choć trochę bardziej żartobliwie, wygłasza do zebranych Andrzej Sasuła. - Zawsze się staram w działaniach ludzi widzieć jakieś dobre cechy, więc powiem, że być może działania drugiej strony są nakierowane po prostu na to, żeby z nas uczynić bardziej spójną wspólnotę. Bo to, że tu jesteśmy, że byliśmy w nocy, że teraz przyjechaliście tak licznie, wstając o 5 rano, to nas cementuje.



19 stycznia, roku pamiętnego…

Słuchając wszystkich tych relacji, nikt nie zapomina, po co tu dzisiaj jest. Pora więc na garść porad, jak zachować się, gdy pojawi się Godlewska z policją lub firmą ochroniarską. I tu nie sposób uniknąć analogii ze strajkami z lat głębokiej komuny.

- Nam starszym, jako żywo przypomina się stan wojenny - mówi Andrzej Sasuła w nawiązaniu do informacji o zamknięciu strony internetowej czy wcześniejszym pozbawianiu dostępu do pracowniczej poczty. - Wtedy internetu nie było, ale generał Jaruzelski odciął równocześnie wszystkie centrale telefoniczne, by obywatele się ze sobą nie kontaktowali. Siłą rzeczy nam, starszym, nasuwają się analogie. Ponieważ jest sprzeciw całej wspólnoty przeciw kilku osobom, to te kilka osób stara się utrudnić nam nawet porozumiewanie się między sobą. Wracamy do tamtych metod.

Ktoś inny przypomina, że w ostatnich latach „komuny” ZOMO nie weszło do Collegium Novum podczas studenckich strajków, że nawet tamta władza potrafiła uszanować autonomię uczelni. Tak czy inaczej, trzeba jednak wiedzieć, jak się w razie czego zachować.

- Jeśli będą próbowały wkroczyć policja czy firma ochroniarska, to proszę, żebyśmy się udali do holu. Przed rektorat. By tutaj nie wchodziły żadne siły porządkowe, żadne agencje ochroniarskie, ani pani dr Godlewska. Dlaczego? Bo proces wyborczy musi być bezpieczny - mówi dr Maria Zięba. - Proszę się nie pozwalać dotykać, można nagrywać i filmować zajście, jeśli do niego dojdzie. Uczelnia jest publiczna, tu działamy jawnie. Proszę dbać o swoje bezpieczeństwo.

- A w razie czego chwytajmy się pod ramiona. To też z lat stanu wojennego, tak się właśnie chwytaliśmy, milicji trudno było nas rozerwać - dodaje, trochę może na wesoło, Andrzej Sasuła.

- Uczelnia jest na tyle autonomicznym bytem, że wejście na jej teren, nawet policji, wymaga nakazu, albo zaproszenia przez rektora. A gdyby miała to zrobić jakaś firma ochroniarska, to w moim przekonaniu jest to absolutnie niemożliwe - zapewnia jednak profesor Hodorowicz. - Byłoby to złamanie podstawowych zasad ukształtowanych przez dziesiątki lat. Zasad autonomii akademickiej.



Co dalej?

Godzina 8. Ktoś daje znać, że Godlewska przyjechała na uczelnię. Sama. Zebrani wychodzą do holu, ustawiają się przed drzwiami rektoratu. Godlewska wchodzi na górę i od razu widzi, że musi się wycofać, co też czyni. Później wyda komunikat, w którym działania osób związanych z dr Ziębą nazwie uwłaczającymi, zapowie też, że komendant policji zobowiązany został przez ministra do wsparcia jej osoby w celu wejścia na teren uczelni, w tym do rektoratu.

Do siłowego rozwiązania w finale jednak nie dochodzi, bo dr Maria Zięba występuje w południe z inicjatywą odbycia spotkania z Godlewską. To spotkanie się odbywa, komunikatu na razie nie ma, z nieoficjalnych informacji wynika jednak, że nie ma też przełomu.

Kanclerz Andrzej Sasuła twierdzi, że 95 - 97 procent społeczności akademickiej opowiada się po stronie dr Zięby i obrońców rektoratu. - Nie może być w Polsce sytuacji, by działać wbrew społeczności. Wszystko jest legalne, procedury są zachowane. Wiemy, że jesteśmy w prawie. Jeszcze dwa tygodnie. Poradzimy sobie - mówiła wczoraj rano dr Zięba.

- Jeżeli będziecie zwarci, solidarni i zdecydowani, to nic wam nie grozi - podkreślał z kolei profesor Hodorowicz. Czy na pewno? Odpowiedź na to pytanie przyniosą pewnie najbliższe dni, a może nawet godziny.

Piotr Dobosz

copyright 2007 podhale24.plData publikacji: 19.01.2022 21:59